poniedziałek, 5 maja 2014

ROZDZIAŁ 2

"Człowiek powinien mieć dwa życia. Jedno do próbowania wszystkiego a drugie, aby to wszystko naprawić.. "

Rano obudziło mnie ostre słońce wpadające do mojego pokoju. Nie miałam zbytnio problemu z zaśnięciem w nowym miejscu, dlatego czułam się rześka i wypoczęta. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam najwygodniejszy strój jaki mogłam. Postanowiłam iść jednak z Sophią na te zakupy, bo nie miałam w co się ubrać na imprezę.
Będąc już w centrum handlowym najpierw chodziłyśmy wszędzie tam, gdzie chciała Ana. Czyli tam, gdzie wszędzie jest słodko, a przede wszystkim drogo. Chciało mi się czasami rzygać na widok niektórych rzeczy co sobie kupiła, ale najwidoczniej ktoś już to za mnie zrobił. Czasami nie rozumiem Sophii jak może się godzić na to, by jej córka wydawała tyle pieniędzy.
Nie chciało mi się dłużej chodzić, więc powiedziałam, że pójdę usiąść do knajpy i tam poczekam. Nie czekając na pozwolenie skierowałam się właśnie w tamtym kierunku. Zamówiłam colę bez cukru i usiadłam przy pierwszym wolnym stoliku. Patrzyłam na wszystkich dookoła mnie. Zazwyczaj wszyscy jedli w pośpiechu. Inni siedzieli z laptopami i telefonami przy uchu, udając wielkich prezesów. Ech... Czasami chciałabym wiedzieć co inni o mnie myślą, ale tylko czasami, bo rzadko obchodzi mnie czyjeś zdanie. Jestem jaka jestem i będę powtarzać to każdemu, kto będzie chciał mnie zmienić. Wyciągnęłam z torebki swój pamiętnik i zaczęłam pisać…

Drogi pamiętniku.

Siedzę sobie właśnie nad dużym kubkiem coli. Choć lepiej by to zabrzmiało, gdybym napisała, że siedzę przy szklance whisky. No ale cóż, w barze szybkiej obsługi nie ma takich wygód. Nie miałam wczoraj czasu napisać, że jakiś typ zaprosił mnie na imprezę. Aż wstyd się przyznać, ale leżąc już w łóżku wciąż miętoliłam w ręce wizytówkę, którą mi dał. Było w nim coś pociągającego. Był seksowny. Jego uwodzicielki uśmiech i sposób w jak wypowiadał słowa. To miód na moje uszy. Nie mogę się doczekać dzisiejszego wyjścia. Chcę się pokazać jak z najlepszej strony. Nowe miejsce, nowi znajomi. Trzeba jakoś zrobić dobre wrażenie.

- Teraz twoja kolej – naprzeciwko mnie siadła zdyszana Sophia. Jak oparzona zamknęłam zeszyt i schowałam go szybkim ruchem do torby.
- Mogę iść sama. Chcę tylko parę rzeczy – wstałam – na dzisiejszą imprezę.. – zawahałam się.
- Imprezę?! – zapytała zszokowana. – To już? Dopiero wczoraj przyjechałaś. Nie, że to się nie cieszę, ale dość szybko znalazłaś sobie tu towarzystwo.
- To źle?! – zapytałam lekko podniesionym głosem. – Chodźmy już. Chcę mieć to za sobą.
Chodziłam po sklepach jak dziecko we mgle. To Sophia mnie ciągnęła po sklepach. Mimo iż już dawno kupiłam to co chciałam, ona dalej mnie targała. Kupiła mi sporo rzeczy do których nie do końca byłam przekonana, ale nie chciałam jej robić przykrości. CHOCIAŻ RAZ!
Do domu odwiózł mnie szofer. Ana już dawno wróciła do domu, bo nie chciało jej się już chodzić. Natomiast Sophia musiała coś załatwić w pracy. Dzięki szoferowi, który jechał okrężna drogą mogłam zobaczyć trochę miasta. Czasami się mnie pytał czy wszystko w porządku, bo miałam zawiasy. Ja tylko energicznie potakiwałam.
Późnym popołudniem zadzwoniła do mnie wychowawczyni z domu dziecka. Pytała się o rutynowe sprawy, które już znałam na pamięć. Czy wszystko w porządku, czy rodzeństwo mnie zaakceptowało i czy nowi rodzice są tacy dobrzy jak się wydawali. Ja tylko potakiwałam i tyle. Co miałam więcej zrobić.
- Gin, czy aby na pewno wszystko w porządku? – drążyła temat.
- Taak. Na milion procent. Niech się pani tak nie martwi, bo dostanie pani zmarszczek – słyszałam jak wzdycha do słuchawki. Kochałam tą panią. Była jak matka. Tylko, że miała sporo dzieci. Powiedziała mi jeszcze, żebym była grzeczna i nie sprawiała kłopotów Wilsonom, bo to bardzo dobrzy ludzie.
Około godziny 18 zabrałam się za przygotowania na IMPREZĘĘĘ! Och.. cieszyłam się jak dziecko. Nigdy nie miałam czegoś takiego. To niepodobne do mnie. Wzięłam prysznic, umyłam staranie włosy, które później wysuszyłam i wyszczotkowałam. Ubrałam się w strój, który dziś kupiłam: szorty z wysokim stanem i do tego bluzkę, która odsłaniała mój płaski brzuch,a do tego moje ulubione, znoszone buty.
Został mi jeszcze makijaż. Nałożyłam na rzęsy tusz, a usta podkreśliłam krwistoczerwoną pomadką. Skończyłam! Efekt był znośny, powinnam zrobić dobre pierwsze wrażenie. Wróciłam jeszcze do pokoju i wyciągnęłam z jeszcze nie rozpakowanej torby „magiczną” książkę. Dlaczego magiczną? Bo zawierała skarb.
Otworzyłam książkę w idealnym miejscu. Książka miała schowek, w którym leżał mały woreczek koki. Poszłam z powrotem do łazienki. Rozsypałam małą zawartość narkotyku na blat przy umywalce. Przedzieliłam na dwie równe części i wciągnęłam przez nos. 

- Ty się gdzieś wybierasz? - jak już byłam koło drzwi zaczepił mnie Tom.
- Tak, wybieram się do sąsiadów - zaczęłam otwierać już drzwi, ale z marnym skutkiem, gdyż Tom jeszcze nie skończył ze mną rozmawiać.
- Jesteś tu od wczoraj. Powinnaś informować nas o takich planach - zaczął drapać się po brodzie.
- Sophia mi pozwoliła. Zresztą czy to zbrodnia, że chcę wyjść? Chcę się wpasować w otoczenie - ostatnie zdanie wypowiedziałam ciut głośniej, by zrozumiał aluzję.
- Zostajesz w domu i kropka - wyszedł. Nawet nie czekał na moją obronę. Dobry jest, pomyślałam. Zawsze udawała mi się ta sztuczka, ale nie tym razem. Tom się grubo myli, nie zostanę w domu. nie ma takiej opcji. Nie opuszczę imprezy! NIGDY!

Jak już mówiłam, nie opuszczę imprezy. Pięć minut później już byłam w drodze.
Tak jak mówił Patch, domówka była tylko kilka domów dalej. Z każdym moim krokiem do uszu napływała muzyka.
Gdy już doszłam do konkretnego domu, na trawniku tłoczyło się masę ludzi. Praktycznie same "porozbierane" laski. Zastanawiało mnie to, czy na imprezę trzeba mieć specjalne zaproszenie, bo przed drzwiami stworzyła się długa kolejka. Rozglądałam się za jakąś znajomą twarzą, a raczej twarzą Patcha, bo tylko jego tu znałam. W końcu wypatrzyłam go. Zabawiał jakieś dziewczyny. Głęboki dekolt, dupa prawie na wierzchu. Jednym słowem można to określić - MASAKRA. Ostatni rzut oka na swój wygląd. Wyglądałam dobrze. Po chwili Patch mnie dostrzegł i w mgnieniu oka już był przy mnie.

- Cześć! Świetnie wyglądasz - ukazał swoje proste, białe zęby.
- Dzięki - odwzajemniłam uśmiech.
Tylko tyle potrafiłam zrobić. Zwaliło mnie z nóg to, jak dziś wyglądał. Rozmierzwione włosy i ten zapach wody kolońskiej.
- Napijesz się czegoś? Wódka z colą? Gin z tonikiem? - gdy wypowiadał "Gin z tonikiem" puścił oko. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
- Haha bardzo śmieszne z tym tonikiem. Napiję się wódki - zrobiłam przerwę, nie wiem tak na prawdę po co. - Czystej wódki - dygnął i poszedł w stronę wielkiego domu. 
Dopiero po chwili doszło do mnie to, że wszyscy się na mnie gapią, jakbym co najmniej kogoś zabiła. TAK, JESTEM NOWA!, krzyczałam w środku. Nienawidziłam tego określenia "nowa". Od razu podnosiło się we mnie ciśnienie. Te wszystkie ślepia skierowane w moją stronę...
Wyciągnęłam z kieszeni zmiętego blanta i go zapaliłam. Jak zawsze z każdym buchem napięcie ze mnie schodziło i wstępowała błogość. 
Nienawidzę tego, że za każdym razem robię taką sensację. Nie wiem tylko czy w dobrym sensie czy w złym, ale raczej nie jestem obiektem do podziwiania. Czuje się tak jakbym miałam na czole wyryte "JESTEM Z BIDULA!!!" To okropne, że zawsze się tak czuję, a jeszcze gorsze jest to, że to się nigdy nie zmieni. Odkąd pamiętam byłam wyrzutkiem, który był nieakceptowany przez innych... Szczerze powiedziawszy miałam to daleko w DUPIE!!! Mam gdzieś, co inni sądzą na mój temat. Zawsze miałam wyjebane na takich ludzi, ponieważ to oni mieli ze sobą problem, skoro gadali o kimś innym. To przykre, że ich życie jest tak żałosne, że muszą się jarać innymi ludźmi. Ta myśl zawsze polepszała mi nastrój i sprawiała, ze czuje się lepiej od innych. Moim celem życiowym jest korzystać na całego, ponieważ żyje się tylko raz. 
Jedna myśl przyszła mi do głowy.... Człowiek powinien mieć dwa życia. Jedno do próbowania wszystkiego, a drugie, aby to wszystko naprawić.. 
Dzisiejszego wieczoru nie będę myśleć o tym, co będzie jutro. Mam zamiar najebać się i zapomnieć o tym wszystkim co mnie otacza... Chcę zatracić siebie i przeżyć najcudowniejsze chwile w moim życiu. A co będzie jutro? Przekonam się tego na następny dzień.  

Z góry bardzo przepraszamy, że tak późno dodajemy rozdział .. Ale niestety jakoś tak będą wychodziły. Ciężko jest pisać w 2 osoby. Musicie się uzbroić w cierpliwość.
A. już zabiera się za kolejny rozdział bo ma wenę więc może, może będzie szybciej kto wie :p
POZDRAWIAMY ROSE I A. :****